830 osób wyruszyło w sobotę, 10 sierpnia rano z 208. Tomaszowską Pieszą Pielgrzymką na Jasną Górę w Częstochowie. Pątników żegnali bliscy, znajomi i tomaszowianie. Była wspólna modlitwa, śpiew i łzy wzruszenia.
Każdy jest bratem i siostrą
Pielgrzymka tradycyjnie rozpoczęła się o godz. 6.00 mszą w sanktuarium św. Antoniego w Tomaszowie. W kościele i przed nimi można było spotkać nie tylko pielgrzymów, ale i żegnające ich rodziny, a także tomaszowian, dla których żegnanie (i potem witanie) idących do Częstochowy osób to już po prostu tradycja. – Ja zawsze przychodzę, jak wychodzi nasza pielgrzymka. Nie mogę inaczej, to jest taki piękny, wzruszający moment. Czasem też jeździmy na któryś z etapów pielgrzymki. Ja nie mam już tyle siły, żeby iść, więc wspieram innych – mówi tomaszowianka, pani Zofia.
– To niesamowite, gdy w czasach, w których jest taki odwrót od Boga, od Kościoła, tylu ludzi idzie przed cudowny obraz – powiedziała inna kobieta spotkana przez nas w sobotę przed kościołem.
Takich osób było więcej. Niektórzy mieli wśród wyruszających swoich bliskich, przytulali się, machali im, a nawet płakali.
Spotkałam też fajną rodzinę, która idzie ósmy raz na pielgrzymkę. Wśród nich była 15-letnia Julia Falendasz, uczennica III LO. – Gdy byłam dzieckiem, na pielgrzymkę zabierali mnie rodzice. Już sobie nie wyobrażam sierpnia bez pielgrzymki – mówi nastolatka. Jak była mniejsza, to część drogi pokonywała autem. – W tamtym roku już całą trasę przeszłam i w tym roku też mam taki zamiar – dodaje z uśmiechem. Na Jasną Górę idzie z mamą Renatą i córką swojej siostry Nikolą. – Mam dziesięć lat. Idę do czwartej klasy w SP nr 3 – powiedziała Nikola. Do Częstochowy szła już w zeszłym roku i "połknęła" pielgrzymkowego bakcyla.
Julia idzie wraz ze swoimi przyjaciółkami. – Znam tu wiele osób, jesteśmy jedną wielką rodziną. Każdy jest bratem i siostrą – cieszy się licealistka. Obok niej spotkałam też koleżankę jej mamy Renaty Falendasz. – Idziemy, bo to jest najfajniejszy czas. Cały rok na to czekamy – mówi Wioletta Wojtaszczyk. Przed obraz Matki Bożej Częstochowskiej idzie siódmy raz. Uśmiech nie schodzi jej z twarzy. Widać emocje. Każda z pań ma swoje intencje. – Pod pielgrzymkę planuje się nawet urlop – mówi pani Renata. Czasami na pielgrzymkowym szlaku bywa ciężko. Pojawiają się pęcherze, odciski na stopach, bóle nóg czy kręgosłupa. Czasem od słońca boli głowa, czasem jest zimno, gdy pada deszcz. Ale idzie się dalej. – Najtrudniejszy jest chyba trzeci dzień. To 35 kilometrów, w Cielętnikach – stwierdza pani Wioletta. Jej koleżanka dodaje, że mówi się na tę wieś "Cierpiętniki". Ale potem, jak się już jest w podczęstochowskich Wyczerpach albo pod Jasną Górą, czuje się wielką satysfakcję.
Trud pielgrzymowania podjęła też rodzina pani Moniki pochodzącej z Tomaszowa. Idzie z mężem i dwojgiem dzieci.– Nie mieszkamy już w Tomaszowie, ale stąd idziemy z pielgrzymką. Nie może być inaczej – powiedziała wzruszona młoda kobieta.
Całą rodziną na Jasną Górę
Wśród pielgrzymów spotkałam też 10-osobową rodzinę państwa Dziubałtowskich. Idą Aleksandra i Krzysztof wraz z ośmiorgiem dzieci: sześcioma córkami i dwoma malutkimi synkami. – Jest z nami nawet najmłodszy z naszej gromadki, Kuba. Ma rok i pięć miesięcy – mówi Ola Dziubałtowska. Synkowie będą w dużym wózku. Na pewno w drodze pomogą starsze siostry. – Córki są przyzwyczajone do pielgrzymek, lubią je. Dzieci w ogóle dobrze znoszą chodzenie, często lepiej niż starsze osoby – zauważa ich mama. To jej dziewiąta pielgrzymka. Jej męża, Krzysztofa, dwudziesta. Będzie jechał autem, żeby pomóc w razie potrzeby żonie i dzieciom. Takiej grupie, a zwłaszcza maluchom, potrzeba przecież czasem różnych rzeczy. Ale najważniejsze, że idą razem.
Poza nimi są też inne rodziny z dziećmi, jak również młodzież, seniorzy, osoby samotne. Wielu można pozazdrościć kondycji i samozaparcia. Nad wszystkim czuwa kierownik ks. Włodzimierz Moraczewski z parafii Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski przy ul. Słowackiego. Jak poinformował, na Tomaszowską Pieszą Pielgrzymkę do Częstochowy zapisało się 830 osób, ale zapisywać się można też w trakcie. Co ciekawe, nie trzeba iść całą drogę – można zapisać się tylko na dzień lub dwa, by pielgrzymować w dniach wolnych od pracy. Pątnikom codziennie towarzyszy autokar, który każdego wieczoru przewozi chętnych z danego odcinka szlaku pielgrzymiego do Tomaszowa.
Biedny dom, wielkie serce
Wielu tomaszowian, którzy dawniej chodzili na pielgrzymki, pamięta szukanie noclegów. – W 2000 r. poszliśmy z grupą przyjaciół z liceum. Pamiętam, jak w jednym, zadbanym, chyba zamożnym domu, odmówiono nam noclegu. Było to we wsi św. Anna. I tam stał taki biedny dom, w którym mieszkał niepełnosprawny mężczyzna. Zaprosił nas do siebie, spaliśmy w jednym pokoju, na naszych karimatach. Ten pan słuchał głośno radia. Mówiono o zatonięciu rosyjskiego okrętu podwodnego Kursk. On utonął 12 sierpnia, to była straszna katastrofa – opowiada jedna z tomaszowianek. – U tego pana warunki były bardzo skromne, trzeba było myć się w miednicy w sieni, bo nie miał łazienki. Ale grzał nam wodę na kuchni kaflowej. Jak wychodziliśmy od niego, zostawiliśmy mu jakieś nasze konserwy w podziękowaniu. Nigdy nie zapomnę serca, jakie nam okazał – dodaje.
Podczas tamtej pielgrzymki, wielki problem stanowiły... komary. – Jak się szło, to za pielgrzymką, widać było chmarę komarów. Wszyscy rwali gałązki w lesie i się nimi oganiali od owadów. Na każdej nodze się miało po kilkadziesiąt bąbli od ugryzień. Nic nie pomagało, choć mówiono, że komary odstrasza jakiś aromat do ciasta, chyba waniliowy. W każdym sklepie po drodze się o niego pytało, ale przeważnie był wykupiony – wspomina kobieta.
120 kilometrów w słońcu i deszczu
Obecnie tego problemu pielgrzymi raczej nie mają. Ale trud drogi jest ten sam. W ostatnim dniu pielgrzymi zatrzymają się na Górce Przeprośnej. Wznosząca się tuż przed Częstochową Przeprośna Górka znana jest pielgrzymom od wieków. Dobrze widoczna stamtąd wieża jasnogórskiego klasztoru była znakiem, że zbliżają się do celu, a więc pora na rachunek sumienia, pojednanie się z Bogiem, bliźnimi i samym sobą. Na mapach z czasów PRL-u próżno szukać tej nazwy, której etymologia była zbyt religijna. Dziś jest tam sanktuarium św. Ojca Pio. Tomaszowscy pątnicy przez pięć dni pokonają dystans 120 km, by w środę, 14 sierpnia o godz. 12.00 wejść przed szczyt jasnogórski i uczestniczyć w uroczystościach odpustowych Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Święto przypada oczywiście na 15 sierpnia, to także święto Wojska Polskiego. Wtedy to o godz. 17.00 tomaszowscy pielgrzymi będą modlić się w kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej. Modlitwę będzie można śledzić na kanale YouTube Jasnej Góry.
Po uroczystości tomaszowianie wrócą autokarami do Tomaszowa. Pielgrzymka, po przemarszu przez miasto, zakończy się w parafii NMP.
Pielgrzymka nie ma w Tomaszowie hejterów
W Tomaszowie 10 sierpnia pielgrzymów pożegnali m.in. starosta tomaszowski Mariusz Węgrzynowski i prezydent miasta Marcin Witko. Sporo mieszkańców wyszło też na ulice pomachać pątnikom, a niektórzy poszli z nimi na pierwszy przystanek. Pielgrzymka wyruszyła około 7.20. Z ulicy św. Antoniego, skręciła w Jerozolimską i stamtąd ulicami miasta poszła do Wiaderna. Podczas marszu rozbrzmiały pielgrzymkowe pieśni i piosenki, w tym słynne: "Raz, dwa trzy... cały świat... niech cały świat śpiewa z nami. Słońce i nieba aksamit... w Tomaszowie". Jak napisała na naszym profilu facebookowym tomaszowianka Halina Brola: "Słyszałam przez okno i nagrałam sobie przez dyktafon".
Co ciekawe, o ile wielu tomaszowianom (zwłaszcza w sieci, gdzie o hejt najłatwiej, bo nie mówi się komuś czegoś w twarz) niektóre spotkania i praktyki religijne przeszkadzają (np. droga krzyżowa ulicami miasta), przemarsz pielgrzymki praktycznie nie ma hejterów. Może to po prostu urok i tomaszowska tradycja tego wydarzenia (któremu ulegają nawet niewierzący), a może po prostu znak, że jednak mieszkańcy wiedzą, że jest wolność wyznania i każdy, czy to katolik, czy muzułmanin, czy protestant, czy ateista, może wierzyć i żyć jak uważa (dopóki nie krzywdzi innych).
Joanna Dębiec