W nocy z soboty na niedzielę, z 26 na 27 października wracamy do czasu astronomicznego – zimowego. Będziemy spać, bawić się lub pracować godzinę dłużej – po 2.59 znów będzie 2.00.
Podział na czas letni i zimowy istnieje od 108 lat. Chcąc zaoszczędzić cenny wówczas, używany do produkcji energii elektrycznej węgiel, 30 kwietnia 1916 roku czas letni – wówczas zwany właśnie "wojennym" – wprowadzili jako pierwsi Niemcy; do zimowego wrócono 1 października.
Jako kraj jesteśmy pod tym względem w mniejszości: według portalu WorldTimeZone.com, sezonowa zmiana czasu stosowana jest już tylko w niespełna 70 państwach, w niektórych wyłącznie na wybranych obszarach. Nie obowiązuje na przykład na Islandii, w Rosji i na Białorusi, nie ma go w większości państw azjatyckich (w tym w Japonii, Indiach i Chinach) i afrykańskich oraz krajów Bliskiego Wschodu.
U nas można się spodziewać kolejnej odsłony toczonej już od wielu lat dyskusji co do dalszego funkcjonowania podziału. Trzeba przy tym podkreślić, iż – wbrew pozorom – choć zmiany czasu wielu z nas drażnią, nie mają one jednak wyłącznie przeciwników. Argumenty za i przeciw zebrał m.in. Główny Urząd Miar, na którego stronie internetowej pod adresem: www.gum.gov.pl znaleźć można portal informacyjny dotyczący tego zagadnienia.
Pocieszeniem dla pracujących niech będzie fakt iż – zgodnie z kodeksem pracy – ta dodatkowa godzina traktowana jest jak nadliczbowa: przysługuje za nią odbiór czasu wolnego lub, oprócz normalnego wynagrodzenia, dodatek w wysokości 100 procent (za pracę w nocy).
Czas zimowy trwa w Polsce około pięciu miesięcy. Letni wprowadzony zostanie ponownie w ostatni weekend marca, tj. w nocy z 29 na 30.03.2025 roku.