W ostatnich latach tzw. aktywne przejścia dla pieszych powstawały w Tomaszowie jak grzyby po deszczu. Zdaniem wielu mieszkańców nie spełniają swojej roli. – Najlepszym rozwiązaniem na pasach są znaki fluorescencyjne, które kierowcy widzą z daleka – mówi jeden z tomaszowian.
W ostatnich latach na takie rozwiązania wydano miliony. Aktywne przejścia budowano na drogach miejskich, powiatowych i wojewódzkich, m.in. na: Szerokiej, Grota-Roweckiego, Nowowiejskiej, św. Antoniego, Głowackiego, Ludwikowskiej, Granicznej, Jana Pawła II, Zacisze, Niskiej czy Warszawskiej. Głównie przy szkołach, przedszkolach, osiedlach i szpitalu.
Tzw. kocie oczka w nawierzchni jezdni, znaki z pulsującymi światełkami... Zdaniem wielu kierujących te rozwiązania nie wpłynęły w dużym stopniu na poprawę bezpieczeństwa pieszych.
– Rozleniwiają kierujących. Nie skupiają się na tym, co na drodze a sugerują się świecącymi światełkami. Jak się nic nie świeci, to nawet nie zwalniają przed przejściem. A przecież te urządzenia są awaryjne. Przez kilka miesięcy wymieniali solary na przejściu w Smardzewicach. Paradoksalnie na tych aktywnych przejściach piesi muszą bardziej uważać – twierdzi jeden z kierowców.
W okresie jesienno-zimowym kierujący zwracają też uwagę na nieodpowiednie doświetlenie takich przejść w mieście. – Po co wydawać tyle pieniędzy. Wystarczy tylko skorygować oznakowanie. Najlepsze są znaki fluorescencyjne. Taki znak D-6 – przejście dla pieszych, z obwódką pomalowaną specjalną farbą, jest widoczny dla kierowców z daleka. Wystarczy stanąć na Warszawskiej i widać jak pięknie z daleka świecą te wszystkie znaki, a nie światełka na przejściach. Ważne jest też regularne odmalowywanie oznakowania poziomego na jezdni przez zarządców dróg. Szczególnie pasów. W tych ruchliwych miejscach powinny być biało-czerwone przejścia – wyjaśnia nasz rozmówca.
ag