Z Piotrem Gajdą, utalentowanym tomaszowskim poetą, o jego nowej książce, inspiracjach i planach, rozmawia Joanna Dębiec.
Joanna Dębiec: – Napisałeś kolejną książkę poetycką. Kiedy zostanie wydana i czego możemy się po niej spodziewać?
Piotr Gajda: – Nowa książka zatytułowana "Biuro straceń", dwunasta w mojej bibliografii, ukaże się już niebawem nakładem Wydawnictwa Biblioteki Śląskiej w Katowicach. To kolejny wydawca, który zdecydował się wydać drukiem mój zbiór wierszy. Jeżeli dokładnie policzyć – już siódmy. Tom zawiera trzydzieści tekstów, które częściowo można zaliczyć do tzw. nurtu poezji zaangażowanej, ale też egzystencjalnej. Wiersze z mojej poprzedniej książki, "Małpy apokalipsy", ktoś nazwał "interwencyjnymi" i tym samym chyba dobrze oddał ich treść i klimat. W mojej poezji staram się przede wszystkim "interweniować", czyli zwracać uwagę na rzeczy, nad którymi wszyscy zbyt rzadko się zastanawiamy: Dokąd zmierzamy? Kim jesteśmy? Co po sobie zostawimy? To oczywiście nie jest poezja haseł czy bon motów, to są przede wszystkim wiersze zainspirowane dniem codziennym, sprawami powszednimi, lecz ujętymi w nieco szerszej perspektywie. Zatem, jak napisałem w jednym ze swoich starszych wierszy, zamiast garniturowi (świata) staram się uważnie przyglądać jego podszewce.
– Długo nad nią pracowałeś?
– Książka powstała w 2024 roku. Napisanie tych wierszy zajęło mi około dziesięciu miesięcy. Znajomi poeci twierdzą, że piszę szybko i dużo, a ja staram się tylko nadrobić czas, w którym w ogóle nie zajmowałem się poezją. Po debiucie prasowym w almanachu poetyckim w 1989 roku przez prawie osiemnaście lat byłem "poetycko nieczynny". Dopiero ponowny debiut, tym razem na łamach "Tygla Kultury", i pierwszy tom "Hostel", który przez niektórych krytyków został uznany jednym z najlepszych debiutów roku 2008, przywrócił mnie do życia jako poetę. Od tego czasu w ciągu siedemnastu lat napisałem i wydałem jedenaście tomów poezji, dwunasty wyjdzie w tym roku, dwa kolejne są już napisane, a jeszcze jeden mam już prawie ukończony. Dokładając do tego ponad sto innych tekstów: recenzji i felietonów, które opublikowałem w czasopismach literackich, po prostu bardzo ciężko pracuję, poświęcając literaturze niemal każdą wolną chwilę po pracy zawodowej, bo z poezji w naszym kraju nie można się utrzymać.
– Czy będzie spotkanie autorskie także w Tomaszowie?
– Na tę chwilę trudno mi powiedzieć. W mojej karierze, przy tym słowie stawiam cudzysłów, odbyłem prawie osiemdziesiąt spotkań autorskich w różnych polskich miastach, w tym kilka w Tomaszowie. Ostatnie było w 2022 roku. Zwykle takie inicjatywy wypływają ze strony ich organizatorów. Kto jednak chce dotrzeć do moich książek, zrobi to z łatwością.
– Gdzie można nabyć książkę?
– Nowsze tytuły dostępne są zarówno u wydwców, jak i w większości księgarń internetowych. Te starsze można jeszcze czasem znaleźć na portalach aukcyjnych. Jestem również bardzo wdzięczny naszej lokalnej książnicy, że od lat kupuje moje książki i udostępnia je do wypożyczania.
– Wydanie książki nie jest łatwe...
– Tak. Osoby, które interesują się poezją, lub same chcą się nią zajmować, niekiedy pytają mnie, jak to zrobić, gdzie publikować, jak wydać książkę? Tłumaczę im, że do tego dochodzi się wyłącznie ciężką pracą. No i trzeba mieć tę przysłowiową iskrę bożą, która daje człowiekowi "papiery" na bycie poetą. Pisania wierszy nie można się nauczyć, tzn. da się, ale tylko do pewnego stopnia merytorycznej i estetycznej poprawności. Na to, żeby odznaczały się indywidualną, rozpoznawalną dykcją, samo uczestnictwo w poetyckich warsztatach nie wystarczy. Za tym musi kryć się "przekładaniec", czyli talent połączony z wrażliwością, empatią, zdolność do absorpcji pewnych znaków, zjawisk, umiejętność przeprowadzenia niezliczonych operacji, "wymyków" i "zwichnięć" na języku, którym się operuje itd. A wszystko to powinno zostać poparte niezliczoną ilością lektur, ciekawością świata, nadbudową, jaką jest natura własnego "ja". Z tej "materii" dopiero powstają wiersze, które są w stanie przekroczyć tzw. próg drukowalności. Nie są już grafomanią, ale tekstami, którymi będą zainteresowane czasopisma publikujące poezję. Można też się sprawdzić, wysyłając wiersze na konkursy ogłaszane w całej Polsce.
– Ty masz w tym bogate doświadczenie i wiele sukcesów na koncie.
– Przed wydaniem książkowego debiutu byłem laureatem ponad trzydziestu konkursów poetyckich. W tym tak prestiżowego jak Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Jacka Bierezina w Łodzi, w którym w 2007 roku byłem nominowany do nagrody głównej, a którego pośrednim pokłosiem było wydanie kolejnych książek, ponieważ od czasów nominacji w tym konkursie jestem poniekąd związany ze środowiskiem łódzkim. Dziś jestem w składzie jurorskim komisji kwalifikacyjnej "Bierezina".
– Udzielasz się także jako juror w innych konkursach.
– Owszem, piszę też blurby, czyli krótkie notki zachęcające do lektury do książek innych poetów, staram się propagować, tj. recenzować, omawiać, redagować twórczość nie tylko własną, ale w ogóle poezję jako taką. Ogłaszam wiersze w czasopismach, przez lata opublikowałem na łamach rozmaitych periodyków literackich, zarówno papierowych, jak i internetowych, ponad dwieście wierszy. Doczekałem się również tłumaczeń na języki obce.
– Co cię inspiruje? Co boli najbardziej w kontekście postrzegania rzeczywistości, także naszego Tomaszowa?
– Poetą, który mnie "ukonstytuował", nauczył patrzeć na poezję inaczej, niż uczono o niej w szkole, był Rafał Wojaczek. Oczywiście obok wielu innych poetów, których tomy szczelnie wypełniają moją prywatną bibliotekę. On był moim "poetyckim akuszerem", kamykiem, który w mojej głowie poruszył lawinę. Ale też sprawcą wielu życiowych wyborów i zawirowań, ponieważ to dzięki jego wierszom sam pragnąłem ponad wszystko być poetą. Poza tym stworzył mnie Tomaszów, moje rodzinne miasto, zawsze na uboczu wielkich miast, takich jak Łódź i Warszawa, ale wyjątkowo "po drodze" dla podobnych mnie autsajderów, nielubiących być w centrum uwagi, wybierających dla siebie szmer zamiast krzyku. Zawsze, kiedy wyjeżdżam na festiwal poetycki albo spotkanie autorskie do dużego miasta, potem z radością wracam na mój Niebrów, gdzie majestatycznie "się kiwają" jedyne w mieście wieżowce z wielkiej płyty. Z satysfakcją muszę też przyznać, że po latach funkcjonowania w obiegu literackim udało mi się utrwalić w środowisku świadomość, że jestem z Tomaszowa Mazowieckiego, a nie z Łodzi czy Śląska. Jako autora kojarzono mnie również z nim z racji wydawania książek w Instytucie Mikołowskim.
– Jakie masz plany artystyczne na najbliższy czas?
– Wydawanie kolejnych książek, trwanie przy poezji, dalsze pokładanie nadziei w tym, że jeżeli mój wiersz dotyka "do żywego" choć jednego czytelnika, nadal warto to robić. Szczęśliwie dosyć regularnie otrzymuję od osób czytających moje wiersze takie sygnały. W końcu nie mam do zaoferowania światu wiele ponad to, że jestem poetą. Chyba nawet niezłym. I wiele od świata już nie oczekuję. Może tylko tego, by pozwolił mi być nim jak najdłużej...
– Dziękuję za rozmowę.
Komentarze