Niedziela, 20 kwietnia 2025, Imieniny: Agnieszki, Amalii, Czecha

wielkanoc mDawne święta wielkanocne były inne niż teraz. Do kościoła szło się często wiele kilometrów, przez wodę i błoto. W świątyniach było nabożnie, ale przed nimi powietrze aż drgało od wystrzałów. Pokarmy święcono w domach, a w lany poniedziałek woda lała się strumieniami zarówno w blokach, na ulicach, jak i na podwórzach.


Stanisława Miller od urodzenia mieszka w Zaborowie. Ma 79 lat, ale pamięci i uroku może jej pozazdrościć niejedna młoda osoba. – Nasze trzy wsie, Komorów, Zaborów i Zaborów II, zawsze trzymały się razem, ale ludzie przeważnie pracowali w Tomaszowie. Ciężko było utrzymać się z małych gospodarstw. Tradycje wiejskie mieszały się więc z miejskimi – zauważa. – Kościoła na Niebrowie wtedy nie było, więc mieszkańcy tych wsi mieli parafię w kościele św. Antoniego. Szło się pieszo z palemkami w Niedzielę Palmową przez pola i potem przez ulicę Zawadzką.

Palemki nie były kupne, robiło się je z bazi – opowiada. Aby dotrzeć do kościoła, czasem wsiadło się w jakiś PKS z Łodzi, jednak było ich niewiele. Potem zaczął jeździć autobus miejski nr 4, ale on jechał z Komorowa. Ludzie z Zaborowa często i tak szli pieszo polami na mszę, zarówno w Niedzielę Palmową, jak i na rezurekcję w święta. Żeby dotrzeć na godzinę szóstą, wychodzili o czwartej. Jeszcze było ciemno. – Czasem było zimno, a na polach i łąkach stała woda. Wylewała Piasecznica na tzw. Stawkach. Brało się buty w rękę. Kobiety zdejmowały pończochy, bo wtedy rzadko nosiło się rajstopy. I tak się brnęło przez tę wodę – wspomina.


W Wielki Piątek przed wschodem słońca w Zaborowie ludzie szli do rzeki Piasecznicy, żeby obmyć twarz. – Szło się gęsiego i nie można było oglądać się za siebie. Obmycie wodą twarzy tego dnia miało przynieść zdrowie i urodę. Jak ktoś miał trądzik czy inne problemy skórne, to wierzył, że ten rytuał pomoże mu to zwalczyć – mówi mieszkanka Zaborowa II. 

W Wielką Sobotę pokarmy święcono w domach. Ksiądz przyjeżdżał dorożką. Czasem jego konie płoszyły się od wystrzałów z karbidu, które urządzali miejscowi chłopcy. Wkładało się go w puszki po farbach. – Pryskało się karbid wodą i podpalało zapałkami – pamięta S. Miller. Koszyczki wielkanocne wyglądały inaczej niż dzisiaj. Najpierw były to duże talerze, półmiski. Potem duże kosze. – Zwijało się kiełbasę do koszyka na trzy razy, jak się obchodzi kościół na rezurekcję. Kładło się też jaja, baby pieczone przez gospodynie, cukrowego baranka, którego kupowało się w cukierni w Starzycach. Potem kupowało się baranka z chleba.

  • Kamień, huk i kawa Turek

W Zaborowie przy drodze, przy jednej z posesji, stał duży kamień, o który tradycyjnie wystrzały z kalichlorku robiło dwóch braci. – Huk był wielki – wspomina moja rozmówczyni. Na rezurekcję z Zaborowa i Komorowa szło mnóstwo ludzi. Rodziny z dziećmi, młodzież. To była cała wyprawa. Po powrocie z kościoła pan domu święcił mieszkanie. Potem zasiadano do śniadania wielkanocnego, które składało się głównie z tego, co było w święceniu. Gospodynie gotowały też barszcz biały czy żur. – Do pieczonych bab piło się kawę Turek z mlekiem bądź kakao – mówi S. Miller. Baby piekło się głównie drożdżowe. Rosły piękne, wysokie. Zapach unosił się po domu. 

Drugi dzień świąt był czasem odwiedzin, biesiadowania z rodziną. – Jak szliśmy przez pole do mojej siostry na ulicy Ujezdzkiej, to po drodze chłopaki czatowali już z wodą na dziewczęta. Lany poniedziałek to był wtedy naprawdę mokry – śmieje się pani Stanisława.

  • Skromne i piękne Wielkanoce

Moja nieżyjąca już babcia Jadwiga, opowiadała mi, że w miastach Wielkanoce były bardzo skromne. Przeżyła święta w czasie okupacji. – Na Wielkanoc w 1943 lub 1944 roku kilkoro dzieci z ulicy Ujezdzkiej wybrało się do sklepu mięsnego. Wtedy takie sklepy nazywało się jatkami. Było już po północy, trzeba było stanąć w kolejce i wykupić na kartki przydział mięsa lub kiełbasy – wspominała. Sklep mieścił się w dzisiejszej al. Piłsudskiego, w miejscu, gdzie obecnie przed miejskim targowiskiem stoją sprzedawcy oferujący kwiaty, grzyby czy warzywa. Należał do rzeźnika o nazwisku Nolbrzak, który zawsze stał za ladą razem z żoną. – Około dziewiątej rano sklep otworzono i zaczęła się sprzedaż. Nie było jednak ani mięsa, ani kiełbasy. Na kartki sprzedawano tylko po kilogramie leberki. Przypominała ona pasztetową, tylko bardzo ubogą. A wcześniej, stojąc w tej kolejce, wszyscy mieliśmy nadzieję, że na Wielkanoc Niemcom zmiękną serca i będą lepsi dla Polaków – opowiadała. Mimo wszystko dzieci i tak cieszyły się z tego, że chociaż leberka będzie na święta. 

J. Dębiec wspominała też, że przed wojną święcenia pokarmów odbywały się m.in. na stadionie Tomaszowskiej Fabryki Sztucznego Jedwabiu.

  • Gorący makowiec i kapusta z grochem

Dawne święta pamięta mój wujek Marian Kowalczyk, prezes Piotrkowskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego. – W sumie święta wielkanocne wspominam źle, bo jako dziecko strasznie się strułem z siostrą makowcem – śmieje się. – Mama je upiekła, były jeszcze gorące, a my się do nich zakradliśmy. Wtedy dzieci nie miały słodyczy na co dzień, nie mogliśmy się tego ciasta doczekać, a że było gorące, to chorowaliśmy z Zosią całe święta – dodaje. Było to w latach 60. Przez niemal całe życie Marian nie je makowca. Z wielkanocnego stołu w rodzinnym domu pamięta kapustę z grochem, jajka, ciasto drożdżowe.

Jego rodzina mieszkała w kamienicy przy ul. Spalskiej. Pokarmy święcono w domach. – Mój ojciec woził księdza dorożką na te święcenia. Konia pożyczał od znajomego, który miał zwierzęta i gospodarstwo na ulicy Spalskiej. Mieściło się naprzeciwko tamtejszego targu. Teraz w miejscu, gdzie był targ, stoi blok – mówi M. Kowalczyk. Na podwórkach chłopcy obowiązkowo strzelali z karbidu. – Starsi koledzy, ci po wojsku, mieli petardy. W niedzielę strzelało się już od godziny piątej – wspomina. W domach aż zaczynało brakować zapałek.

  • W okna ze strażackiej sikawki

Siostra M. Kowalczyka, Zofia Lasota, pamięta, że w lany poniedziałek po ulicach chodziły grupy dzieci i lały się wodą. Nikt się nie obrażał i nie wzywał policji. Dziewczyny oblewane były wodą z wiader. Jej maż, Henryk, który wychowywał się w Przesiadłowie, mówi, że tamtejsi strażacy z OSP jeździli po wsi i lali wodę po oknach w domach. – Wtedy to była ręczna pompa i beczka z wodą ciągnięta przez konie – opowiada H. Lasota. Chłopcy biegali po wsi i strzelali z karbidu. – Pluło się na te pudełka po farbie z karbidem, aż o godzinie ósmej to śliny brakowało – śmieje się.

  • Barszcz na zakwasie, zapachy z wędzarni

Po rezurekcji na stole tradycyjnie stawiało się barszcz biały. – Musiał być na prawdziwym zakwasie. Chodziło się po niego do pani Ogłuszkowej, która go robiła i sprzedawała. Stał na kuchni z cegły – wspomina Mirosław Długosz z ul. Ujezdzkiej, którego dzieciństwo przypadło na lata 50. XX w. Dla niego święta to także zapach wędzonych mięs i wędlin. Robił je jego ojciec, Kazimierz, który był rzeźnikiem. Wędzenie przygotowanych wcześniej wyrobów odbywało się zawsze w Wielki Tydzień. Zapach szynek i kiełbas, dochodzący z wędzarni, kusił dzieci zwłaszcza w największy post, czyli Wielki Piątek. 

Nie mogło zabraknąć dzielenia się święconym jajkiem. – Święconki nie można było jeść po zachodzie słońca, bo w domu pojawiłyby się mrówki – pamięta Zofia Mierzwa z Twardej. Skorupek od jajek nie wolno było wyrzucać. Zanosiło się je kurom, by dobrze znosiły jajka. W poniedziałek lano się obficie wodą i chodzono z kogutkiem po wsi.

  • Upał i sukienki w fiołki

A jak Wielkanoc wspomina Jadwiga Kocik, wokalistka, finalistka programu The Voice Senior? – Dom musiał lśnić czystością. Przygotowania i sprzątanie były bardzo ważne – mówi tomaszowianka, której rodzinny dom znajdował się przy ul. Mireckiego. W naszym mieście były wówczas trzy kościoły, nie było tego na Niskiej. – Na rezurekcję szkło się do kościoła św. Antoniego, ale święcenia odbywały się w domach. Ksiądz przyjeżdżał do sąsiadów na ulicy Majowej dorożką – opowiada. Borówek do święconki nikt nie kupował. Chodziło się po nie do lasu za Niebieskimi Źródłami bądź do sosnowego lasku, który był na Michałówku. Atrakcją dla dzieci był cukrowy baranek. – Czasem znikała z niego różyczka – śmieje się Jadwiga Kocik. 

Pamięta taką Wielkanoc, gdy była dzieckiem, że pogoda była jak w lipcu. – Ludzie chodzili po ulicach porozbierani jak latem. Mama uszyła mi i mojej siostrze letnie sukienki na te święta.  Były z bufkami, miały fiołki na kremowym tle. Bardzo się cieszyłyśmy z tych sukienek – wspomina. Mama chowała im w ogródku słodycze od zajączka. Oczywiście nie były to takie kolorowe czekoladowe jajeczka jak dziś. – Była wielka radość, gdy znalazłyśmy jakiegoś łakocia pod gałązkami – dodaje. Ona również pamięta strzelanie z karbidu i wielki huk, który chłopcy wtedy robili.

  • "Tonący" wieżowiec

Podobnie było na Niebrowie. Tomaszowianka Wanda Motyl, pełnomocniczka Kongresu Kobiet, pamięta Wielkanoc na początku lat 80. Skończyła włókiennictwo na Politechnice Łódzkiej. – Kilka małżeństw w ramach stypendium dostało mieszkania w wieżowcu na Warszawskiej. Były to mieszkania od ósmego piętra. Znaliśmy się tam wszyscy ze studiów i z pracy, a nasze dzieci się potem razem bawiły. W roku 1980 lub 1981 w Wielkanoc tak laliśmy się wodą po klatkach na tych najwyższych piętrach, że ona aż spływała strumieniami po schodach – wspomina.

J.D

Pin It

Komentarze





Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Materiały Urzędu Miasta

informacje starostwa powiatowego

TIT - Tomaszowski Informator Tygodniowy
Agencja Wydawnicza PAJ-Press

ul. Długa 82
97-200 Tomaszów Mazowiecki,
tel. 44 724 24 00 wew. 28 (biuro ogłoszeń)
tel. kom. 609-827-357, 724-496-306

WYRÓŻNIONE

W świetlicy Powiatowej Komendy Pańs...

Do zdarzenia doszło 9 kwietnia na t...

Ponad 40 młodych wokalistów z Tomas...

Niektóre ulice są podziurawione jak...

Park Miejski "Solidarność" po rewit...

Miejskim Centrum Kultury w Ujeździe...

Wiosna bezlitośnie obnaża wszystkie...

Reprezentacja Szkoły Podstawowej w ...

Jeszcze do przyszłego piątku, 25 kw...

Dziękujemy wam serdecznie za wszy...

NAJNOWSZE

Czarna Kura, galeria sztuki, tworzo...

Park Miejski "Solidarność", który t...

Dawne święta wielkanocne były inne ...

Dziękujemy wam serdecznie za wszy...

  ...

Odczyt pt. "Żołnierze Wojska Polski...

Koło Gospodyń Wiejskich "Jasieniank...

W Wielką Sobotę w godzinach przedpo...

Ochotnicza Straż Pożarna w Strzemes...

W wierzeniach wszystkich ludów świa...

 

Stan jakości powietrza według Airly
TOMASZÓW MAZOWIECKI