We wtorkowy wieczór (16 kwietnia) wielu telewidzów zamiast meczu Ligi Mistrzów (z udziałem Barcelony Roberta Lewandowskiego) wybrało finał programu Ninja Warrior Polska, w którym główną rolę odegrał tomaszowianin Wiktor Wójcik
Zaczynał od łyżwiarstwa szybkiego. Był świetnie zapowiadającym się zawodnikiem na długich dystansach, ale ze względu na przewlekłą kontuzję musiał zrezygnować z marzeń o wielkiej karierze na lodzie. Jednak został przy sporcie. Startował w zawodach w biegach przełajowych, zdobywając nawet medale mistrzostw Polski.
Programem Ninja Warrior Polska (NWP) zainteresował się już w 2020 r. Szybko stał się jego gwiazdą, a przez prowadzących nazwany został "wybitnym technikiem". Rzeczywiście, przeszkody potrafi pokonywać z kocią zwinnością. Jakby nie sprawiało mu to problemu, a to przecież ogromny wysiłek. - Poziom trudności jest bardzo wysoki. Przygotowanie wymaga specjalistycznego treningu. Trenuję siłę, ale też wytrzymałość. Bardzo ważne są chwyty. Istotna jest codzienna aktywność: bieganie, siłowania, sztanga, podciąganie na drążku, trening dynamiczny czy rozwojowy - wyjaśnia tomaszowski ninja
W NWP już siódmy raz awansował do wielkiego finału. - Jest coraz trudniej, pojawiają się nowi, młodsi, sprawniejsi zawodnicy, ale jeszcze daję radę. Do ostatniej edycji byłem świetnie przygotowany i chciałbym dotrzeć do decydującej rozgrywki - mówi Wiktor. Tak też się stało. Niesamowitą moc pokazał już w eliminacjach. Wygrał rywalizację o bilet do finału na Power Tower. We wtorek, 16 kwietnia telewizja Polsat wyemitowała odcinek finału dziewiątej edycji programu z udziałem W. Wójcika. Show z udziałem ninja cieszył się równie dużym zainteresowaniem jak transmitowany w tym samym czasie mecz Ligi Mistrzów pomiędzy Barceloną i PSG. - W Tomaszowie i okolicach większość telewidzów oglądało Wójcika, na nie Lewandowskiego. Zresztą ten pierwszy wypadł znacznie lepiej. Dostarczył nam niesamowitych emocji, dziękujemy mu za to - powiedział nam jeden z kibiców ninja w Tomaszowie.
Wiktor spisał się rewelacyjne. Zaliczył w określonym czasie arcytrudny tor nr 1. Bieg parkourowca, zjazd na łańcuchu, wejście po desce, sprężyny, proca, krzywa ściana, trasa pierścieni, skok pająka i przeprawa przez komin. Te elementy pokonało tylko 8 z 24 zawodników. Świetnie poradził sobie też na torze nr 2 (też na czas), z następującymi przeszkodami: obrotowy most, leć bokiem, ruchomy drążek, aleja ufo i wlazł kotek na płotek. Tor nr 3 (szaloną wspinaczkę, wiszące kule, taniec hydraulika i latający drążek) pokonało tylko dwóch zawodników.
W. Wójcik i Jan Tatarowicz, którzy zmierzyli się w ostatecznej rozgrywce na Górze Midoriyama. Ostatecznie po zaciętej walce lepszy okazał się ten drugi, który jako pierwszy (w polskiej edycji) w ciągu 25 sekund wszedł po linie zawieszonej na wysokość 21 metrów. Wiktorowi zabrakło kilku sekund do wypełnienia limitu czasu. Tomaszowianin pokazał wielką klasę i pierwszy pogratulował zwycięzcy. Cieszył się z jego sukcesu, dopingował młodszego kolegę na kolejnych etapach finału. - Siódmy raz byłem w wielkim finale. Pierwszy raz miałem okazję zmierzyć się z górą. To mój wielki sukces sportowy. Dziękuję wszystkim kibicom za wsparcie - powiedział Wiktor.
ag
Komentarze