Środa, 2 kwietnia 2025, Imieniny: Franciszka, Malwiny, Władysława

laurMarcel Sowiński


(godło: Prometeusz)

II Liceum Ogólnokształcące

 im. Stefana Żeromskiego

w Tomaszowie Mazowieckim

 Imaginacja

Rzecz ta działa się w czasach niezwykle odległych, a jednak bardzo nam wszystkim bliskich. Czasach, w których nie było rzeczy niemożliwych, a ludzka fantazja i kreatywność osiągały istne apogeum, czasach prostych, gdy dobro było dobrem, a zło – złem. Wreszcie, czasach szczególnego braterstwa między ludźmi, które raz rozpoczęte, potrafiło przetrwać największe próby, jakie rzucał im los i trwać w swej potędze i chwale przez kolejne wieki. Ludzie zamieszkujący ziemię w owej epoce (a może lepszym stwierdzeniem będzie tu –doświadczający jej) nie wchodzili bowiem w żadne błahe dyskursy polityczne i światopoglądowe. Byli w pewnym sensie wolni od wszystkiego, co dziś zaprząta głowy największych światowych filozofów. Ach zaprawdę piękne były to lata! Dzisiaj my – ludzie wykształceni, z tytułami magistrów, profesorów, doktorów, zatraciliśmy w sobie pamięć o wydarzeniach z tej minionej epoki i powracamy do nich zdecydowanie za późno, gdy nasze głowy zdobi już siwizna, a wykonanie najmniejszego wysiłku fizycznego staje się dla nas wyzwaniem równoznacznym ze zdobyciem szczytu ogromnej góry. Dopiero wtedy zdolni jesteśmy pogrążyć się w nostalgicznym, melancholijnym rozmyślaniu o tym, co przeminęło i już nigdy nie wróci.

Chłodny, jesienny wiatr uderzył z niemałą siłą o drzwi starej już tawerny na skraju lasu. Jego podmuch, mimo iż w ten ciepły, letni dzień zdał się elementem przez wielu pożądanym, niósł ze sobą zgoła nie najlepsze nowiny – okres letni właśnie dobiegał końca i zgodnie z porządkiem rzeczy ustępował nadchodzącej coraz większymi krokami jesieni. Znak ten rozpoznali wszyscy mieszkańcy pobliskiego grodu, lecz także skryte po lasach bestie, począwszy od dostojnych drzewców, a na przerażających gryfach kończąc. Wiedzieli o tym również dwaj kuzyni, którzy właśnie gościli w karczmie, oddając się wspólnym rozmowom i graniu w karty. Budynek ten, jeszcze kilka tygodni temu tętniący życiem i stołujący u siebie największych wojowników całego kontynentu, teraz prawie zupełnie opustoszał. Bardzo długo można by doszukiwać się powodów takiego stanu rzeczy. Wystarczy tu jedynie nadmienić kończący się okres rycerskich wypraw, a także coraz mniejszą liczbę powracających gości, którzy wyjeżdżając z terenu swego ojczystego królestwa, zapominali o nim niczym nieszczęśnicy pijący wodę z rzeki Lete. Pierwszy z nich – Witold – opancerzony był w piękną, lśniącą zbroję oraz ciężki dwuręczny topór. Jego towarzysz – Maciej – odziany był natomiast w długą, czarną pelerynę z kapturem, spod której prześwitywała lekka kolczuga. Rycerze starali się przebywać ze sobą przez jak najdłuższy czas, gdyż wiedzieli, że okazja na wspólne spotkanie może się już długo nie powtórzyć. Spędzili ze sobą ostatnie dwa miesiące, które obfitowały w liczne misje i przygody, lecz teraz nadeszła pora, by każdy z nich powędrował w swoją stronę.


– To będzie nasza ostatnia wspólna przygoda – powiedział Maciej – musimy dokonać czegoś wielkiego.

– Trudno się nie zgodzić – odparł Witold i wyciągnął ze swojej podręcznej torby zebrane wcześniej zlecenia, wybrał jedno i podał kompanowi – wydaje mi się, że to będzie odpowiednie.

Zlecenie owo dotyczyło zgładzenia smoka, który zajął jeden z pobliskich sadów z jabłoniami i terroryzował okoliczne wsie. Tego typu misja nie była niczym nowym dla  dzielnych bohaterów, lecz walka z tak potężną bestią zawsze stanowiła duże wyzwanie. Po niezbyt długiej dyskusji bohaterowie zgodzili się jednak zrealizować otrzymane zlecenie i powędrowali w kierunku legowiska poczwary. 

Szli, mijając szerokie pastwiska, na których pasterze wypasali stada owiec, przypominające wtedy już bardziej opadłe na ziemię białe obłoki niż rzeczywistą gromadę zwierząt. Rozległe łąki ciągnęły się aż po krańce horyzontu, a praca rolna trwała w najlepsze. Zewsząd dobiegał przyjemny dźwięk pasterskich przyśpiewek, którym akompaniował szum pobliskiego strumyka. Dało się również słyszeć rozmowy pracujących w polu robotników rolnych, jednak żadna z nich nie dotyczyła zamieszkującej sad bestii. 

– Cały ten biznes już dawno przestał nam się opłacać – mówił jeden głos.

– Pracy coraz więcej, a ludzi do roboty jak nie było, tak nie ma – kontynuował drugi.

– Słyszałem, że ceny wełny mają diametralnie podskoczyć – sugerował trzeci.

    Zaprawdę dziwni byli to ludzie. Gdy tylko Witold i Maciej podchodzili do nich i pytali o rzekome pojawienie się w tej okolicy smoka, część z nich z widocznym zdenerwowaniem odpowiadała "Dajcie mi święty spokój!" albo "Idźcie już, tu się pracuje",

a jeszcze inni, chociaż przyjemnie uśmiechali się na widok wędrowców, nie byli w stanie nic o żadnym takim potworze powiedzieć. Rycerze nie przejmowali się tym jednak zbyt długo i już wkrótce znaleźli się u stóp smoczego legowiska.

Sad rozciągał się na ogromnych połaciach terenu i zdawał się nie mieć końca, toteż nietrudno byłoby się w nim zgubić. Witold i Maciej na szczęście zdawali sobie z tego sprawę i postanowili zwabić potwora w zastawioną przez nich pułapkę. W jednym z lokalnych gospodarstw kupili dorodnego barana i pozostawili go przykutego do wybranej przez nich starej jabłoni, a jednocześnie sami ukryli się tak, by móc obserwować bestię, gdy tylko ta wyjdzie na żer. 


Nie musieli oni czekać długo, gdyż już po chwili cały sad spowił cień nadlatującego potwora. Ruch jego wielkich skrzydeł sprawiał, że wszystkie drzewa w okolicy kołysały się jak zboże na wietrze, a jego przerażający ryk przepłoszył wszystkie pobliskie zwierzęta. Bestia wylądowała, a rycerze mogli przyjrzeć się jej z bliska. Smok pokryty był fioletowymi łuskami, a z jego głowy wystawały dwa czarne rogi. Jego ogon zaś z łatwością zmiatał  wszystko, na co natknął się na swojej drodze. Najstraszniejsza była jednak zdecydowanie paszcza gada, z której buchały kłęby dymu i czerwonego ognia. Gdy tylko wielkie kły potwora zwróciły się w stronę baranka, rycerze wydali okrzyk bojowy i ustawili się w pozycji do walki – Witold ze swym wielkim toporem, a Maciej ze starym elfickim łukiem. Smok odwrócił się w ich stronę i utkwił w nich swoje okropne, mrożące krew w żyłach ślepia. I tak bohaterowie stanęli oko w oko z tą potężną istotą. Powietrze zrobiło się gęste, a cała przyroda zdała się na chwilę zatrzymać w bezruchu, oczekując na wynik starcia. Nie było już odwrotu i wiedzieli o tym zarówno nieustraszeni wojacy, jak i budząca strach bestia. Pojedynek musiał skończyć się zwycięstwem jednej strony i porażką drugiej. Pozostawało tylko pytanie, czy w odwiecznym boju dobra ze złem triumf odniesie tym razem siła honoru i braterstwa, czy może zwierzęca dzikość i wściekłość. Rycerze swoim wzrokiem badali słabe punkty naturalnego pancerza gada, a z paszczy smoka wydobył się głośny ryk. Kto z nich zaatakuje pierwszy? Kto wygra walkę? Co zrobić, by wyjść z tego zwycięsko? – pytania te przemykały przez ich głowy z prędkością błyskawicy. Mijały kolejne sekundy, a obecne w atmosferze napięcie tylko rosło. Coś musiało się w końcu zadziać.

Wtem z oddali, jakby z zupełnie innego świata, dał się słyszeć łagodny, lecz stanowczy żeński głos:

– Chłopaki późno już się zrobiło, wracajcie do domu, jutro dokończycie swoją zabawę.

– Dobrze babciu, już idziemy – natychmiast odpowiedzieli wyrwani z transu rycerze.

I wtedy zdarzył się istny cud. Ogromny potwór stojący przed nimi w mgnieniu oka rozpłynął się w powietrzu, zresztą podobnie jak przykuty do drzewa baran, a rycerze znacznie zmaleli. Zmienił się zresztą cały ich wygląd zewnętrzny – Witold zamiast zbroi miał na sobie jedynie plastikowy hełm i drewniany toporek, a Maciej – czarną bluzę z kapturem i zabawkowy łuk. Dwóch młodych chłopców prędko pobiegło do domu, gdzie czekała już na nich przygotowana przez babcię kolacja. Po drodze rozmyślali jak mogłaby potoczyć się dalej historia ich pojedynku ze smokiem i jakie kroki będą musieli podjąć, gdy wrócą jutro do sadu, by dokończyć ich finalny pojedynek, a słońce zdawało się już chylić ku zachodowi i ustępować miejsca wchodzącemu na niebieski firmament księżycowi. 

Pin It





Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Materiały Urzędu Miasta

informacje starostwa powiatowego

TIT - Tomaszowski Informator Tygodniowy
Agencja Wydawnicza PAJ-Press

ul. Długa 82
97-200 Tomaszów Mazowiecki,
tel. 44 724 24 00 wew. 28 (biuro ogłoszeń)
tel. kom. 609-827-357, 724-496-306

WYRÓŻNIONE

– śpiewa w spocie kampanii skierowa...

– przekonywać będzie specjalistka d...

Akcja "Karma wraca", która odbyła s...

Kościółek w Białobrzegach, który je...

22 marca w Sangrodzu w gminie Ujazd...

382.339,37 zł – tyle wynosi ostatec...

Na dwa dni Arenę Lodową "przejmą" p...

Zygmunt Musiał z Wąwału służy w str...

Są przeznaczone dla dzieci, a odbęd...

Jak już informowaliśmy, do wakacji ...

NAJNOWSZE

Dużo emocji, łez wzruszenia i rados...

To wydarzenie Miejskiej Biblioteki ...

– przekonywać będzie specjalistka d...

Podczas niedawnego remontu w PTT Gr...

Są przeznaczone dla dzieci, a odbęd...

Ich siódma edycja odbędzie się w pi...

Lucjan, emerytowany aktor teatralny...

Jak już informowaliśmy, do wakacji ...

Prace przy budowie nowego ronda u z...

Samorządowe Kolegium Odwoławcze uwz...

 

Stan jakości powietrza według Airly
TOMASZÓW MAZOWIECKI