– Dokładnie 1071 km, pokonane w 24 dni. Czyli w sumie z wielodniowych wypraw uzbierało się już 9,7 tys. km, a razem przepłynięte mam już grubo ponad 10 tys. km – mówi Edward Frączkowski, kajakowy maratończyk z Białobrzegów.
Pan Edward zaczynał od wypraw na Pilicy, później odważył się wypłynąć na Wisłę. W 2015 r. dopłynął (z synem Filipem) do Gdańska. A rok później pokonał (już samotnie) królową polskich rzek i dotarł do Bałtyku. Dwa lata temu wyruszył z Mazur. Popłynął historycznym szlakiem im. króla Stefana Batorego – przez Czarną Hańczę, Biebrzę, Narew i Wisłę do Bałtyku (pokonał blisko 900 km). W ubiegłym roku przepłynął aż 1227 km – Wieprzem, Wisłą, a następnie kanałami Bydgoskim i Górnonoteckim, przez jeziora Gopło i Ślesińskie, dalej Wartą do Kostrzyna nad Odrą.
- Z Mazur do Wisły
W tym roku zaczął od szlaku Wielkich Jezior Mazurskich. Od północnej plaży na jeziorze Mamry. Przez Giżycko, Mikołajki, kolejnymi jeziorami (m.in. przez Śniardwy) do miejscowości Pisz (jeziora Roś). – Tam jest tzw. brama Mazur. Spłynąłem na rzekę Pisę, gdzie miałem spotkanie z łabędziem. Zaatakował moją biało-czerwoną chorągiewkę na kajaku. Prawdopodobnie bronił swoich młodych, został spłoszony przez motorowodniaków na wąskim odcinku rzeki. W pierwsze dni wyprawy pogoda nie rozpieszczała. Musiałem zmagać się z deszczem i wiatrem – relacjonuje pan Edward.
Pisą spłynął do Narwi, a następnie na Zalew Zegrzyński. Kanałem Żerańskim (przy niskim stanie wody) pan Edward przedostał się na Wisłę, którą dopłynął aż do Gdańska, prawie do ujścia rzeki. Przepłynął na Szkarpawę do Nogatu. Następnie Kanałem Jagiellońskim do Elbląga, przez to miasto i rzekę Elbląg. Wyzwaniem było pokonanie Kanału Elbląskiego. – Po tych pochylniach. Studiowałem nawet stosowne instrukcje. Tam spotkałem kajakarzy z różnych stron Polski, m.in. Waldka Panka – nadajemy na podobnych falach. Wcześniej na Wiśle spotkałem Tomka, który na dmuchańcu płynął z Leska nad Sanem – mówi.
- Drwęcą do Torunia
Dopłynął do Jeziora Drwęckiego i na rzekę Drwęcę, którą dotarł aż do Torunia. – Ciekawa rzeka. Dużo zwalonych drzew po burzach i walki z kajakiem na tych przeszkodach. To była ciekawa i pełna przygód trasa. Obiad ugotowany na małym palniku nad rzeką ma niesamowity smak. No i te wschody słońca na łonie natury, niezapomniane wspomnienia – relacjonuje.
Pana Edward już planuje kolejne wyprawy. Chciałby popłynąć wybrzeżem Bałtyku, marzy mu się wyprawa na Dunaj. – To plany na emeryturę, za trzy lata, jak będzie więcej czasu. Na razie zbieram doświadczenia na polskich szlakach. Pływam zawsze w kapoku, na szlakach międzynarodowych w kamizelce. Lepiej też nie ryzykować w niebezpiecznych miejscach – radzi pan Edward, który przygotowuje się do swoich wypraw przez cały rok. – Również kondycyjnie. Pływam po Pilicy, biorę udział w ultramaratonie. Nie da się tak z marszu wsiąść do kajaka i przepłynąć ponad tysiąc kilometrów – dodaje.
ag