Spiski są wszędzie, tajemne siły decydują o naszych zachowaniach, decyzjach – rządzą światem. Śledząc kampanię wyborczą, coraz bardziej skłaniam się do przekonania, że jest to prawda.
Utwierdzają mnie w tym co niektórzy osobnicy. Na przykład taki Robert Storn. Jego zdaniem, radny Paweł Łuczak wynajął statystów, sfingował wypadek na przejściu dla pieszych po to, aby lansować się w wyborach. A żyłem w naiwnym przekonaniu, że ludzka głupota ma jednak jakieś granice. O wiele ciekawsza jest kolejna teoria.
Zgodnie z nią czeka nas prawdziwa "wędrówka ludów". Kibice Widzewa będą się gremialnie przemeldowywać do okręgu wyborczego, w którym startuje ich bożyszcze, czyli radny B. Ale najbardziej zastanawiająca jest trzecia teoria spiskowa. Jej autorzy, zauważając, że na listach ugrupowań (a zwłaszcza obecnego prezydenta) jest bardzo wielu urzędników i ludzi pracujących w jednostkach podległych samorządowi, wysnuli taką oto tezę: nasza władza nie jest zainteresowana rozwojem rynku pracy, przyciąganiem nowych, niezależnych od niej firm. Ich zdaniem, gdyby powstał taki rynek, konkurencyjny wobec urzędów, podporządkowanie sobie "urzędowych" pracowników byłoby o wiele trudniejsze. A dla władzy to niekorzystne.
W tej kampanii były (i zapewne jeszcze będą) różne przegięcia – zagłuszanie konkurencyjnych wieców, zaklejanie i niszczenie plakatów i banerów, prymitywny internetowy hejt... Ale rekord świata pobiła kandydatka do Sejmiku Ewa Wendrowska, która w kościele pełnym wiernych czekających na mszę wręczyła księdzu czek od Urzędu Marszałkowskiego. Kogo Pan Bóg chce ukarać, temu rozum odbiera – mówi stare przysłowie. Nie wiem czy Bóg przestał kochać panią Ewę, ale internauci, którzy masowo potępiali jej zachowanie - na pewno.
and