– mówi Damian Żurek. Jeden z najlepszych polskich łyżwiarzy ostatni miesiąc spędził w Hiszpanii.
– Musiałem odciąć się od tego wszystkiego. Odpocząć psychicznie i fizycznie po trudnym sezonie. Był czas na plażowanie, ale też na trening rowerowy. Wjechaliśmy w Pirenejach na 2500 m n.p.m. Po drodze spotkaliśmy samego Rafała Majkę. Na dole upał i słońce, a na górze śnieg. Niesamowite wrażenia – opowiada nam łyżwiarz KS Pilica. Na majówkę jedzie na obóz do Włoch.
– Miniony sezon był dla ciebie trudny. Choroby, kontuzje... Przeżywałeś wzloty (medal Pucharu Świata i miejsca tuż za podium), ale też upadki (dosłownie na zawodach PŚ w Tomaszowie). To musiało zmęczyć.
– Tak, były chwile euforii, ale też momenty zwątpienia. Mam nadzieję, że to co najgorsze, już za mną. Takie sytuacje są zawsze dużą nauczką. Ważne, żeby po trudnych doświadczeniach się podnieść. Wyciągnąć wnioski. Każdy start, każdy bieg był dla mnie cennym doświadczeniem. Oczywiście nie wszystko wyszło tak, jakbym chciał. Na mistrzostwach świata zrobiłem jeden z najlepszych biegów w sezonie, ale mimo to byłem poza podium. Zabrakło tak niewiele, dosłownie błysk. Nie ukrywam, że byłem rozczarowany. Miałem wszystkiego dosyć. Byłem zmęczony. Chyba nawet bardziej psychicznie niż fizycznie.
– Postanowiłeś zostawić wszystko i wyjechać. Nie w Bieszczady, ale aż do Hiszpanii w Pireneje.
– W samolocie byłem już następnego dnia po mistrzostwach świata. Udało się znaleźć tani hotel w Maladze. Był czas na plażowanie, leżenie brzuchem do góry, ale też na aktywny wypoczynek i rower. Musiałem wyczyścić głowę, odciąć się od tego całego szumu, zamieszania. Niestety niektóre media nie wybaczają błędów. Jak jesteśmy na szczycie, to jesteśmy wywyższani. A jak coś pójdzie nie tak, to spada na ciebie lawina krytyki. Jesteśmy sportowcami, reprezentantami kraju, ale też ludźmi. Nie wszystko po nas spływa. Na szczęście mam to już za sobą. Czuję się wypoczęty i zregenerowany. Gotowy do ciężkiej pracy.
– Nie przyjechałeś nawet do kraju na galę "Kryształowej płozy", żeby odebrać wyróżnienie za medal Pucharu Świata.
– Karolina (Bosiek, koleżanka z reprezentacji, a prywatnie narzeczona Damiana – przyp. red.) wróciła sama na chwilę do kraju. Ja zostałem w Hiszpanii, musiałem zająć się naszym psem Luckym. Nie żałuję. Miałem więcej czasu na regenerację.
– Karolina wróciła do ciebie do Hiszpanii i wspólnie ruszyliście na rowerach w Pireneje?
– Tak, cały pobyt w Hiszpanii był aktywny. Nie był to jakiś mocny trening, ale takie przygotowanie przed tym właściwym, na najwyższym poziomie. Dużo czasu spędzaliśmy na rowerach. Na dole piękne słońce i pomarańcze na drzewach, w górach śnieg i zimno. Mogliśmy tego doświadczyć. Wybraliśmy się rowerami na podjazd o długości 30 km. Wjechaliśmy na 2500 m n.p.m. trasą, na której ścigają się kolarze na Vuelta Espana. Po drodze spotkaliśmy nawet Rafała Majkę na treningu.
– Ale nie próbowaliście zabrać się z nim na koło?
– Nie, nie (śmiech). Rafał to klasa sama w sobie, wytrawny góral. Nie dalibyśmy z nim rady. No, ale wyprawa była niesamowita.
– Teraz z Karoliną i całą grupą sprintu zaczynacie już właściwie przygotowania do sezonu olimpijskiego.
– Tak. 4 maja wyjeżdżamy na dwutygodniowe zgrupowanie do Włoch. Tam będziemy trenować na rowerach, ale też na rolkach, w siłowni. Będziemy mieszkać jakieś dwie godziny drogi od miejsc, w których odbędą się igrzyska. Później czekają nas kolejne zgrupowania w kraju.
– Zostało tylko dziewięć miesięcy do igrzysk w Mediolanie. Myślisz już o starcie olimpijskim?
– Nie, muszę się od tego odciąć. Skupiam się tylko na treningu. Na pracy, którą mam do wykonania. Co będzie, to będzie. Nie narzucam sobie niepotrzebnej presji. Oczywiście chcę się zakwalifikować i pojechać na igrzyska. Odegrać tam istotną rolę. Ważne, żeby było zdrowie i obyło się bez żadnych kontuzji w okresie przygotowawczym, a później startowym. Trzeba solidnie przepracować najbliższe miesiące, żeby dobrze zaprezentować się w sezonie.
– Polscy łyżwiarze mają przywieźć z Włoch medale olimpijskie. Takie są wobec was oczekiwania. Ta presja, pompowanie balonika, na pewno nie pomaga.
– Tak, już nieraz się o tym przekonałem. Dlatego teraz wyciągnę z tego wnioski. Trzeba zbudować wokół siebie tarczę. Starać się odbierać wszystko na chłodno. Brać na klatę i trenować dalej.
– Opóźnienie przy budowie hali w Zakopanem na pewno wam nie pomaga.
– To jest poza nami. Jeśli chcemy, żeby łyżwiarstwo szybkie było polską dyscypliną narodową w sportach zimowych, to takich obiektów w kraju powinniśmy mieć więcej. Dla mnie miejsce treningu nie ma większego znaczenia. Cieszę się, że mistrzostwa Europy będą w Tomaszowie. Będzie okazja pokazać się przed własną publicznością.
– Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.
Rozmawiał: Adrian Grałek |
Komentarze